Fenomen kamperowca

Po raz trzeci spędzamy lato w Norwegii. Znamy już otoczenie, fjordy, drogi widokowe. Mamy ulubione miejsca. Podróżujemy jak zwykle ze skromnym dwuosobowym namiotem , a że mamy trochę czasu i okazji, obserwujemy społeczność kamperowców, która w Skandynawii jest w okresie letnim całkiem spora. Po przyjrzeniu się, jak wypoczywają nazwałabym ich nawet subkulturą, z odmiennym, kampingowym stanem umysłu.

Od kilku lat w całym kraju śmiejemy się z naszych polskich, nadmorskich parawanów, kamperowcy są tutaj godną konkurencją.

Jak wygląda dzień kamperowca?

Pojawia się na kampingu w wypasionym kamperze, albo z wielką przyczepą, którą w Norwegii przyciągnął obowiązkowo elektrycznym autem. Tesla pasuje idealnie. W przyczepie żona i pies, najczęściej nieduży terrier. Dzieci nie są obowiązkowe chociaż nie są również rzadkością. Obowiązkowy jest za to rower, skuter i meble.

Jeśli przyjechał bez rezerwacji, szuka odpowiedniej działki. Wjeżdża testowo w kolejne miejsca i trawniki, przestawia przyczepę, szuka prądu, czasem przy okazji kasując jakiś słupek. Jeśli jest więcej chętnych na wymarzony parcel kampingowy rozpoczyna negocjacje. W razie trdności biegnie do recepcji skąd przyciąga arbitra.

Po sukcesie z dumą stabilizuje pojazd na wybranym placu i rozpoczyna proces niemalże budowlany. Rozkłada dywan, albo drewniny deck. W kolejnym kroku montuje płot, markize, albo inne formy zadaszenia. Wynosi stół, fotele, ogrzewacze, grilla, maszynkę elektryczną. Na dach kampera wywleka antenę satelitarną. Bardziej zaawansowani wystawiają nawet letnią, tymczasową skrzynkę na listy. Brakuje jeszcze tylko obrazów i kwiatów doniczkowych, ale konewkę na pewno ma.

Patrzysz, nie możesz uwierzyć, ale myślisz z lekką zazdrością, że temu to będzie wygodnie, spędzi wieczór zrelaksowany, ogrzany, ze stopami na dywanie.

Ty rozmyślasz, a on zaczyna pichcić. Ziemniaki, mięso, warzywa. Pełen zestaw żywieniowy, nie jakieś tam jednogarnkowe dania ze słoika, albo konserwy. Zjada, spektakularnie zmywa stos garnków uzbierany przez cały dzień i znika tejemniczo. Zamyka drzwi, opuszcza rolety i to by było na tyle jeśli chodzi o jego wieczór na łonie natury. Nie spotykamy go już później nawet w łazience ani w toalecie.

Ciągle jesteśmy w szoku. Żeby się otrząsnąć, idziemy wieczorem na plażę, poza nami nikogo nie ma, wszyscy pozamykani w przyczepach. Dopijamy wieczorną herbatę, patrzymy na gwiazdy, a potem wpełzamy do namiotu się wyspać. Liczymy na poranne dzień dobry, zapach jajecznicy i kawy.

Wstajemy niezbyt późno, wychodzimy z namiotu. Sąsiad już spakowany. Meble, płoty, stelita, rower, żona i pies. Opróżnia jeszcze tylko swoją mobilną toaletę i rusza w drogę do kolejnego kampingu, gdzie jak mantrę powtórzy cały proces meblowania i składania swojego wakacyjnego domu.

Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko popijając poranną kawę na trawniku, zastanawiać się o co w tym wszystkim chodzi…

Dodaj komentarz