Turbulencje

Zmienił się adres ten internetowy, zmienia się adres zamieszkania, zmienia się też życie i pora roku. Ogólnie wszystko się zmienia i to w czasie, kiedy wydawało mi się, że jestem w środku wielkiej stabilizacji. No więc odważnie stwierdzam, że stabilizacja na dłuższą metę jest zjawiskiem, które niestety nie istnieje. Możemy sobie planować, że nic nie zmienimy przez kolejne lata, a na końcu i tak wylądujemy w zupełnie innym miejscu niż planowaliśmy.

No więc tej jesieni, całkiem spontanicznie przybyło mi zer na koncie, niestety na tym kredytowym. W pustej dotąd sekcji kredyty pojawiła się hipoteka. Całe życie zarzekałam się, że ja kredytu na trzydzieści lat to nigdy i za żadne skarby. Jedno się sprawdziło – na trzydzieści lat kredytu faktycznie nie mam, bo jak się okazało jestem już za stara na, jak to określa bank: tak długi horyzont czasowy.

Ja stara, On stary a Pan z Banku wie, jak ludzi zakredytować, więc kilkaset rat upchnął, po kilku pomyłkach, w najbliższe dwadzieścia kilka lat naszego życia. Z uśmiechem, z ulgą i dla spokoju ducha podpisaliśmy. A potem zamiast hucznie świętować wielkie zmiany w życiu, ruszyłam kupować karton-gips do Castoramy. I jak zaczęłam, tak jeszcze przez kolejne miesiące będę tam pewnie regularnie jeździć.

Uśmiech momentami powoli się kurczy, ceny materiałów budowlanych rosną, a ja na nowym balkonie posadziłam już piękne sosny. Poza tym nie mamy jeszcze nic – gołe mury, duzo kabli i nie mamy cieplej wody, ale dobrze jest mieć miejsce, gdzie człowiek może w końcu urządzić wszystko po swojemu i gdzie będę mogła się zaszyć kolejnej jesieni.

Przy okazji tej zmiany przyszło kilka innych przemysleń. Skoro jestem już w takim wieku, że banki boją się dać mi kredyt na dłużej to znaczy, że kawał mojego życia już upłynął. Wakacje, podróże, kino, książka owszem, ale poza tym sporo stresu i bieg. Ta refleksja z jednej strony mnie przeraziła, zdołowała, zasmuciła, z drugiej pchnęła do natychmiastowego działania. Zrozumiałam, że czas mija szybciej niż sobie na co dzień zdawałam z tego sprawę. Dlatego muszę nim umiejętniej zarządzać. Wydawać z głową, przemyśleć każdy wydatek czasowy dwa razy.

W momencie kiedy zaczęłam remont muszę o czasie wychodzić z biura. Nie mam chwilowo przestrzeni na swoją ulubioną wieczorną pracę, kiedy to na open space panuje już spokój, a projektowe szaleństwo wydaje sie powoli zasypiać w zakurzonych kątach. Przez ostatnie lata nie szłam, ale szybko przebiegałam pzrez kolejne lata. Teraz widzę, jak bardzo dużo zwykłego życia mnie ostatnio ominęło. Pierwszy raz od dawna doświadczam, czym są korki w Warszawie – wracając późno wieczorem nigdy nie wpadałam w godziny szczytu, teraz spędzam w samochodzie mnóstwo czasu i zastanawiam się, czemu do cholery nie korzystam już z warszawskiego metra. Jeszcze kilka lat temu nie wsiadałam w tygodniu do samochodu, teraz kluczyki mam jakby wszyte w kieszeń płaszcza. Brakuje mi przez to zapachu pór roku i powietrza o poranku, brakuje mi rozmów ludzi na peronach, no i brakuje mi ruchu – czuja to moje mięśnie i ubrania, które kurczą się z każdym miesiącem, albo to ja rosnę.

Jak tylko sobie to uświadomiłam, rozbolało mnie serce. Tak dosłownie. Fizycznie. Zabrakło mi tchu, wpadłam w panikę. Poczułam, że od jakiegoś czasu więdnę, brakuje mi satysfakcji z tego co robię, brakuje rzeczy, o których chciałabym rozmawiać, bo mnie ekscytują.

Zaczynam zmianę. Oddzielam stronę osobista od zawodowej. Dosłownie i w przenośni. Dzielę czas. Grubą linią, mentalnym betonowym murem, oddzielam moje życie w pracy od czasu prywatnego.

Lecę, ale lekko mi trzęsie samolotem życia. To tylko turbulencje. Za chwile mam nadzieję, będę mogła wylądować. Pierwsze wstrząsy mnie wystraszyły, po chwili zaczęłam się przyzwyczajać. Trzymając się oparć fotela, czekam na rozwój wydarzeń.

Chciałabym coś zmienić. Tak totalnie. Zamienić stres w spokój, zmęczenie w satysfakcje. Naciągam na głowę koc i zaszywam się z książką w swoim świecie. To się nie zmieniło, tu nie trzęsie, ale za siedzenie z książką pod kocem nikt mi niestety nie zapłaci, będę więc musiała kiedyś jeszcze wyjść. I naprawić siebie w relacji z pracą i sobą.

Dodaj komentarz